» Blog » Wewnętrzny Mistrz Gry
08-07-2016 17:50

Wewnętrzny Mistrz Gry

W działach: Plane przedstawia | Odsłony: 567

Drogie i Drodzy!

W erpegi zdarzało mi się grać bardzo różnie – raz częściej, raz rzadziej, czasami z krótszymi bądź dłuższymi przerwami. Gdybym zagłębił się we wspomnienia byłbym w stanie wskazać konkretne okresy w mojej fabularnej przeszłości, na przykład erę tego czy innego systemu, ale na pierwszy rzut myśli wspominam swoje 11 lat erpegowania jako okres w miarę jednostajny. Wyjątkiem jest ostatni rok – od kilku dni mam mocne poczucie, że zamknąłem wyraźny i unikatowy okres w moich kontaktach z grami. Wynikało to z tego, że rok akademicki 2015/16 upłynął mi na kilku kampaniach, które wiele łączyło. Wszystkie rozgrywały się w Warszawie, z której niedawno wyprowadziłem się na wakacje, wszystkie zamknęły się  w tym jednym okresie ale przede wszystkim – we wszystkich byłem graczem. I muszę przyznać, że dużo mnie to nauczyło.

Zdarzało mi się także prowadzić, o wielu z tych sesji już tu pisałem, ale jednak większość mojego kontaktu z erpegami w kończącym się właśnie „sezonie” polegało na graniu, i to zazwyczaj w długie kampanie. Jest to dla mnie dość nietypowe, bo dotąd zawsze dużo częściej byłem prowadzącym. A jednak nie mogę powiedzieć, bym odzwyczaił się od prowadzenia, gdyż ten rok nauczył mnie, że trudno uciszyć wewnętrznego Mistrza Gry.

Nie uważam zresztą, by uciszanie go było wskazane! „Wewnętrzny Mistrz Gry” oznacza dla mnie bowiem cenienie całej opowieści wyżej, niż swojej własnej postaci, dbanie o jej jakość i o zabawę pozostałych graczy. Lubię tworzyć nietypowe, często dość ekscentryczne postaci i odgrywać je z przytupem i fantazją – choć nie zawsze mam na to siły i odwagę – ale w tym roku zauważyłem, że jak nigdy wcześniej zastanawiam się, jaki wpływ na całą sesję będzie miało to, co planuję zrobić i często staram się znaleźć rozwiązanie, które pasując do postaci jednocześnie popchnie całą akcję w ciekawym kierunku. W czym zresztą granie ekscentrykami wydatnie pomaga, bo nieszablonowe zachowania to ich specjalność.

Staram się grać tak, by cała sesja była jak najlepsza – to brzmi idealistycznie i oczywiście nie jest takie proste. Problemów jest niemało, ale najpoważniejszy jest chyba ten, że dla każdego gracza i prowadzącego „jak najlepsza sesja” znaczy coś innego, a w moich zachowaniach w trakcie całego „sezonu na gracza” na pewno było widać różne moje gusta i guściki. Mam jednak wrażenie, że trochę ratowało mnie jedno – jednym z moich „gustów i guścików” jest jak najpełniejsze wykorzystywanie konwencji danego systemu, a wszystkie główne kampanie z tego roku toczyły się w systemach o wyraźnej konwencji – Wolsungu, Monster of the Week i wreszcie wymyślonym wspólnie przez wszystkich współgraczy opresyjnym, autorskim steampunku. Za każdym razem miałem więc wrażenie, że chcę pomóc pchać sesję w stronę, na którą wszyscy się umówiliśmy i która odpowie nie tylko na moje potrzeby. I mam wrażenie, że udawało się całkiem nieźle.

Niemniej jednak z „Wewnętrznym Mistrzem Gry” trzeba uważać, gdy jest się graczem. Mam wrażenie, że mimo wszystko wychodzę z tego sezonu, mając na sumieniu kilka grzechów przeciwko spójności postaci – sytuacje rozegrane tak, by w fabule wydarzyło się coś ciekawego, bez uważania na to, czy to naprawdę pasuje do mojego bohatera. Szczególnie mocno do takich zachowań zachęca Monster of the Week, które – jak wiele gier napędzanych Apokalipsą – pozwala postaciom graczy naprawdę mocno wpływać na siebie nawzajem dzięki temu, że po udanym teście przekonywania do czegoś postać dostanie PD, jeśli wykona prośbę. Nie raz i nie dwa zdarzało mi się sięgać po taką perswazję, by wprowadzić do gry jakiś nowy element i nieco na siłę kleić to z tym, jakie motywy mogłyby mieć moje postaci (w trakcie kampanii grałem trzema).

Czasami sięgałem po rozwiązanie, które nieźle sprawdza się w roli odtrutki na takie zachowanie – spisywanie strumienia świadomości bohaterów. Gdy akurat nie miałem pomysłu na to, jak dana postać mogłaby się zachować albo wręcz co robić (w imię postaci bądź w imię sesji) zaczynałem spisywać na pierwszej lepszej kartce to, co mój bohater może w danej chwili myśleć. Zazwyczaj pozwalało mi to dojść do rozwiązania, które jakoś pasuje do postaci i zarazem przysłuży się sesji – oczywiście wewnętrzny Mistrz Gry nie przegapiał okazji do interwencji nawet w tych strumieniach.

Jak pisałem ostatnio coraz bardziej ciekawi mnie tworzenie rozmaitych relacji z sesji. Chyba nie mam jeszcze sposobu na to, jak dobrze je spisywać z perspektywy gracza – boję się, że powyższe wynurzenia mogą być nie dość jasne – ale zależy mi na opowiedzeniu Wam o kilku konkretnych przemyśleniach z całego „sezonu na gracza”, więc postaram się je spisać. Powinny się tu niedługo pojawić.

Komentarze


Exar
   
Ocena:
+2

Tak jak nigdy bardzo dobrym kierowcą nie bedzie ten, kto nie jest piechurem, tak dobry mistrz to takze gracz, a dobry gracz to czesto tez mistrz.

Dobry tekst.

08-07-2016 18:26
Bakcyl
   
Ocena:
+2

Tak jak nigdy bardzo dobrym kierowcą nie będzie ten, kto nie jest piechurem, tak dobry mistrz to także gracz, a dobry gracz to często też mistrz.

 

                                                                                                                                             - Exar 2016

 

Yes, we Kant!

09-07-2016 04:02
earl
   
Ocena:
+3

Bardzo dobrym kierowcą nie będzie ten, kto nie będzie jeździł systematycznie i regularnie.

09-07-2016 12:07
Bakcyl
   
Ocena:
+3

Nie będzie znał przepisów, miał szybkiego refleksu i nerwów ze stali. Albo samochodu.

09-07-2016 13:34
TO~
   
Ocena:
+2

Albo czołgu

09-07-2016 15:05
earl
   
Ocena:
+2

Ewentualnie amfibii.

09-07-2016 16:20
Bakcyl
   
Ocena:
+2

Albo oczu!

09-07-2016 17:03
TO~
   
Ocena:
+2

po co Ci oczy jak masz amfibię albo czołg?

09-07-2016 20:22
Anioł Gniewu
   
Ocena:
+3

Albo motocykl? A, nie, motocyklistom oczy przydają sie do posmiertnych przeszczepów... 

09-07-2016 20:47
Bakcyl
   
Ocena:
+1

po co Ci oczy jak masz amfibię albo czołg?

 

Żeby nie pomylić tyłu z przodem i nadwozia z podwoziem.

09-07-2016 21:00
Anioł Gniewu
   
Ocena:
+2

Lufy od tylnego zderzaka nie rozróżniasz Bakcylu? Omijaj Tajlandię szerokim łukiem jeśli nie chcesz zostać skaworyzowany...

09-07-2016 22:25
TO~
   
Ocena:
+1

Monsieur Anioł rozdaje po raz kolejny

09-07-2016 22:43
Bakcyl
   
Ocena:
0

Lufy od tylnego zderzaka nie rozróżniasz Bakcylu? Omijaj Tajlandię szerokim łukiem jeśli nie chcesz zostać skaworyzowany...

 

Nie każdy wszystko od razu maca i bierze do buzi. Niektórzy są wzrokowcami. Bez oczu byłby z tym mały problem. Chyba, że to Exalted.

10-07-2016 00:02
TO~
   
Ocena:
+2

Jeśli Exalted to tylko FATE 3.0 na mechanice wszystkim dobrze znanej.

10-07-2016 00:35
Paweł Jakubowski
   
Ocena:
0

@ Planetourist, poruszyłeś ciekawy erpegowy aspekt. Wydaje mi się, że na dobrze pomyślanej sesji odgrywanie postaci zawsze będzie wspierać fabułę i całą sesję. Na pierwszy rzut oka polemika z inną postacią czy kontrowersyjna, nieszablonowa decyzja może wydłużać rozgrywkę, nie prowadzić do celu, ale przy dobrym mistrzu gry będzie właśnie odwrotnie. Fabuła pójdzie może w inną stronę, ale będzie bogatsza o nowe wątki i ciekawe relacje.
Ale rzeczywiście w moim graniu również rysuje się czasem taki dylemat - postąpić tak, jak bym postąpił, będąc daną postacią, czy jednak wykorzystać swoją wiedzę gracza (choćby znajomość konwencji), żeby osiągnąć maksymalne korzyści dla drużyny. Te dwie drogi nie zawsze prowadzą w tym samym kierunku.

10-07-2016 18:44
Bakcyl
   
Ocena:
0

To zależy jak się gra. Odgrywanie na pewno jest dobre, ale czasami nie aż tak potrzebne. Jak się gra w klasyczne lochotłuki, to nie ma sensu klimacić za bardzo. Poza tym lepiej nie klimacić za bardzo, a skupić się na grze, niż odwrotnie. Co z tego że ktoś wspaniale klimaci, jak jego postać się do niczego przez to nie nadaje?

10-07-2016 18:55
Planetourist
   
Ocena:
0

Ciekawie piszecie, Panowie :)

Bakcylu - wydaje mi się, że w niektórych konwencjach nadmiar odgrywania faktycznie szkodzi, ale może chodzi raczej o jego rodzaj, a nie samą obecność? W lochotłukach fajnie sprawdza się na przykład odgrywanie groteskowe, bo te sesje i tak często nie są zbyt poważne, a z drugiej strony fajnie mogło by zadziałać "odgrywanie przez opisywanie" - powstrzymanie się od długich rozmów i monologów, ale pokazywanie tego, jak postać się męczy, boi itp. przez zmianę akcentów w opisach jej działań.

Torgardczyku - wydaje mi się, że dylemat może być jeszcze bardziej złożony, bo trójstronny. Owszem, zdarzają się rozterki "dobro drużyny kontra osobowość postaci", ale jest tu jeszcze trzeci czynnik, mianowicie dobro sesji. Mam wrażenie, że gry mój wewnętrzny MG za bardzo wyrywa się na wolność mam tendencje do zachowywania się w sposób, który jakoś podkręca emocje i pcha w ciekawe sytuacje, ale ani do postaci nie pasuje, ale drużyny nie wspiera. Nie chodzi mi o jakieś głupie podstawianie jej nogi, ale np. proszenie innej postaci o przysięgę, która może mieć ciekawe konsekwencje w fabule, choć nie wiem, czy mój bohater faktycznie ma powód, by o nią prosić.

 

10-07-2016 19:17
Anioł Gniewu
   
Ocena:
0

Azaliż mogę przyłączyć się do tej merytorycznej dysputy, dalekiej od rynsztokowych żartów naszych przedmówców?

11-07-2016 11:32
TO~
   
Ocena:
0

Sam jesteś przedmówca :(

12-07-2016 02:31
Bakcyl
   
Ocena:
+2

Panowie, po co ta licytacja? Wszak wszyscy jedziemy w jednym czołgu.

12-07-2016 02:47

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.