02-11-2012 18:19
Beasts & Barbarians: Rzeź!
W działach: Sesje, RPG, SWEPL, RPG | Odsłony: 3
Wrarhg!
Tym razem bez witajcie, bo jestem świeżo po pierwszej sesji Beasts & Barbarians. Wyszło naprawdę fajnie i przekonałem się na dobre, że Sword & Sorcery leży mi bardziej, niż typowe „średniowieczne” fantasy. Moim prawdziwym ulubieńcem pozostają klimaty wiktoriańskie, ale raz na jakiś czas można zrobić z siebie dzikusa. Oczywiście szlachetnego.
Cała historia toczyła się w Dalaksjum, jednym z miast upadającego imperium Faberterra (a’la Rzym). Pięć lat temu przed miasto spadł meteoryt z krwiście czerwonego kamienia, uznany przez wszystkich za zły omen z racji podobieństwa do Gwiazdy Grozy, która w legendarnych czasach zniszczyła największe imperium w dziejach. Lucjusz, zarządca miasta, bez reszty poświęcił się badaniu tego, czym tak naprawdę jest spadająca gwiazda i co znaczy ona dla Imperium.
Wreszcie ogłosił, że odkrył w niej klucz do uratowania rozpadającego się państwa i urządził z tej okazji wielki festiwal, na który zaprosił wszystkich chcących przybyć – obywateli Imperium i przyjezdnych. Przygoda zaczęła się właśnie podczas tego święta. Miałem całkiem szczegółowo rozpisane atrakcje i ciekawych BNów, więc udała się nam bardzo fajna barbarzyńska scenka rodzajowa. Robert (zawada Mściwy) rozpoznał w pewnym magiku oszusta, który kiedyś podstępem pokonał go w pojedynku na picie – i potoczyło się. Nasz barbarzyńca rzucił w szwindlarza hełmem, podpitemu kapitanowi straży Sangiusowi się to nie spodobało, szykowało się na bójkę i sprawa doszła aż do emisariusza ze stolicy, ale Quang Duc w ostatniej chwili rozładował napięcie mądrością wieków i świetnym testem Perswazji.
Iathus – poznany dzięki temu emisariusz – wyznał mnichowi, że niepokoi się o Lucjusza, z kolei bezimienny Valk Chomika poznał Dolcjusza, syna miejskiego astronoma, który nie wiedzieć czemu ciągle słyszał tego dnia stuk końskich podków. W tym samym czasie Robert i Mustafa pojedynkowali się na picie z Sangiusem i jednooką amazonką Aerith. Aerith, bo Robert przedstawił się jako Bob. Wygrał Mustafa, ale Bob dzięki fuksowi wytrzymał dłużej, niż Aerith i zrobił na niej spore wrażenie – Ork zamierza to jeszcze wykorzystać.
I oto nadeszła chwila, w której zarządca Lucjusz miał przemówić do tłumu i wyjaśnić, jakie lekarstwo wynalazł na postępujący upadek Imperium. Bramy jego pałacu rozwarły się, lecz wypadł z nich dziki zastęp Valków! Jednocześnie pilnujący bramy miejskiej najemnicy wpuścili przez nią drugą, o wiele większą hordę dzikich jeźdźców w towarzystwie demonicznych mastiffów – zdrada!
Quang Duc próbował uspokoić tłumy, ale nic to nie dało – Valkowie szarżą wbili się na festiwal i zaczęli rzeź. Nie mając szans ich pokonać, BG wsadzili na konie (i bizona) Dolcjusza oraz zalaną w trupa Aerith i pocwałowali co sił do drugiej bramy. Rozegraliśmy tę ucieczkę tak, jak w B&B rozstrzyga się badanie lochów – gracze rzucali na Jeździectwo, by sprawdzić swoje postępy, a ja po każdym teście losowałem jakieś wydarzenie. Najpierw trafili na patrol Valków goniący magika, od którego zaczęła się sesja, ale że mastiffy ich nie wywąchały, nic z tego nie wyniknęło. Potem odkryli więzienie, w którym przetrzymywany był tata Dolcjusza, astronom Artines. Okazało się, że Lucjusz uwięził mędrca za radą Walkirii, która wyjaśniła mu, jak może zdobyć nieśmiertelność za pomocą meteorytu – składając w ofierze tysiące ludzi! Gdy gracze dowiedzieli się o tej zdradzie, zmienili kierunek i pognali ku pałacowi. Chyba zwietrzyli questa, choć nie miałem takiego zamiaru – gdyby uciekali dalej, czekały by ich równie ciekawe przygody.
Po drodze doszło do pierwszej walki z grupą Valków, która właśnie torturowała dwie kobiety włóczniami i nacierała się ich krwią, by zyskać błogosławieństwo demonów! Potyczka dłużyła się trochę, bo Valkowie są z natury w miarę wytrzymali, a w dodatku traktowałem ich jako berserków (łatwiej trafić, trudniej zabić). W końcu udało się i choć BG zostali poważnie ranni, mnichowi udało się ich poskładać prawie idealnie.
Drużyna dotarła do pałacu i znalazła tajemne wejście, prowadzące do ogrodów. Tam właśnie odbywał się rytuał – i zdążyli idealnie na najważniejszy moment. Oto Maab, wspomniana Walkiria zdradziła Lucjusza i zabiła go, tą ostatnią ofiarą wprowadzając rytuał w ostatnią fazę. Gracze mieli dwie rundy na powstrzymanie jej i jej gwardii, a do pomocy – przerażonych zdradą najemników. Robili, co w ich mocy, ale jeden z nich został podziurawiony strzałami jak poduszka i o mało co nie zginął, a innym nie udało się na czas. Maab była prawie umierająca, ale dokończyła ryty, a wtedy jej ludzie zapałali demonicznym szałem i rzucili się na bohaterów z nową energią. Gracze sądzili bowiem, że rytuał miał wzmocnić Walkirię, ale tak naprawdę od początku chodziło o pomnożenie mocy jej ludzi, związanych z meteorytem dzięki rzezi Dalaksjum dokonanej ostrzami wykutymi ze spadającej gwiazdy.
Maab była już ciężko ranna i po ukończeniu rytuału najemnicy zabili ją, nim zdążyła zrobić cokolwiek, ale zło już się dokonało. Drużyna znajduje się teraz w środku podbitego przez demonicznych nomadów miasta, za sojuszników mając tylko kilku żołdaków, którzy byli gotowi pomóc w rzezi Dalaksjum za garść monet. Jak sobie poradzą? Zobaczymy na kolejnej sesji.
Tym razem bez witajcie, bo jestem świeżo po pierwszej sesji Beasts & Barbarians. Wyszło naprawdę fajnie i przekonałem się na dobre, że Sword & Sorcery leży mi bardziej, niż typowe „średniowieczne” fantasy. Moim prawdziwym ulubieńcem pozostają klimaty wiktoriańskie, ale raz na jakiś czas można zrobić z siebie dzikusa. Oczywiście szlachetnego.
Cała historia toczyła się w Dalaksjum, jednym z miast upadającego imperium Faberterra (a’la Rzym). Pięć lat temu przed miasto spadł meteoryt z krwiście czerwonego kamienia, uznany przez wszystkich za zły omen z racji podobieństwa do Gwiazdy Grozy, która w legendarnych czasach zniszczyła największe imperium w dziejach. Lucjusz, zarządca miasta, bez reszty poświęcił się badaniu tego, czym tak naprawdę jest spadająca gwiazda i co znaczy ona dla Imperium.
Wreszcie ogłosił, że odkrył w niej klucz do uratowania rozpadającego się państwa i urządził z tej okazji wielki festiwal, na który zaprosił wszystkich chcących przybyć – obywateli Imperium i przyjezdnych. Przygoda zaczęła się właśnie podczas tego święta. Miałem całkiem szczegółowo rozpisane atrakcje i ciekawych BNów, więc udała się nam bardzo fajna barbarzyńska scenka rodzajowa. Robert (zawada Mściwy) rozpoznał w pewnym magiku oszusta, który kiedyś podstępem pokonał go w pojedynku na picie – i potoczyło się. Nasz barbarzyńca rzucił w szwindlarza hełmem, podpitemu kapitanowi straży Sangiusowi się to nie spodobało, szykowało się na bójkę i sprawa doszła aż do emisariusza ze stolicy, ale Quang Duc w ostatniej chwili rozładował napięcie mądrością wieków i świetnym testem Perswazji.
Iathus – poznany dzięki temu emisariusz – wyznał mnichowi, że niepokoi się o Lucjusza, z kolei bezimienny Valk Chomika poznał Dolcjusza, syna miejskiego astronoma, który nie wiedzieć czemu ciągle słyszał tego dnia stuk końskich podków. W tym samym czasie Robert i Mustafa pojedynkowali się na picie z Sangiusem i jednooką amazonką Aerith. Aerith, bo Robert przedstawił się jako Bob. Wygrał Mustafa, ale Bob dzięki fuksowi wytrzymał dłużej, niż Aerith i zrobił na niej spore wrażenie – Ork zamierza to jeszcze wykorzystać.
I oto nadeszła chwila, w której zarządca Lucjusz miał przemówić do tłumu i wyjaśnić, jakie lekarstwo wynalazł na postępujący upadek Imperium. Bramy jego pałacu rozwarły się, lecz wypadł z nich dziki zastęp Valków! Jednocześnie pilnujący bramy miejskiej najemnicy wpuścili przez nią drugą, o wiele większą hordę dzikich jeźdźców w towarzystwie demonicznych mastiffów – zdrada!
Quang Duc próbował uspokoić tłumy, ale nic to nie dało – Valkowie szarżą wbili się na festiwal i zaczęli rzeź. Nie mając szans ich pokonać, BG wsadzili na konie (i bizona) Dolcjusza oraz zalaną w trupa Aerith i pocwałowali co sił do drugiej bramy. Rozegraliśmy tę ucieczkę tak, jak w B&B rozstrzyga się badanie lochów – gracze rzucali na Jeździectwo, by sprawdzić swoje postępy, a ja po każdym teście losowałem jakieś wydarzenie. Najpierw trafili na patrol Valków goniący magika, od którego zaczęła się sesja, ale że mastiffy ich nie wywąchały, nic z tego nie wyniknęło. Potem odkryli więzienie, w którym przetrzymywany był tata Dolcjusza, astronom Artines. Okazało się, że Lucjusz uwięził mędrca za radą Walkirii, która wyjaśniła mu, jak może zdobyć nieśmiertelność za pomocą meteorytu – składając w ofierze tysiące ludzi! Gdy gracze dowiedzieli się o tej zdradzie, zmienili kierunek i pognali ku pałacowi. Chyba zwietrzyli questa, choć nie miałem takiego zamiaru – gdyby uciekali dalej, czekały by ich równie ciekawe przygody.
Po drodze doszło do pierwszej walki z grupą Valków, która właśnie torturowała dwie kobiety włóczniami i nacierała się ich krwią, by zyskać błogosławieństwo demonów! Potyczka dłużyła się trochę, bo Valkowie są z natury w miarę wytrzymali, a w dodatku traktowałem ich jako berserków (łatwiej trafić, trudniej zabić). W końcu udało się i choć BG zostali poważnie ranni, mnichowi udało się ich poskładać prawie idealnie.
Drużyna dotarła do pałacu i znalazła tajemne wejście, prowadzące do ogrodów. Tam właśnie odbywał się rytuał – i zdążyli idealnie na najważniejszy moment. Oto Maab, wspomniana Walkiria zdradziła Lucjusza i zabiła go, tą ostatnią ofiarą wprowadzając rytuał w ostatnią fazę. Gracze mieli dwie rundy na powstrzymanie jej i jej gwardii, a do pomocy – przerażonych zdradą najemników. Robili, co w ich mocy, ale jeden z nich został podziurawiony strzałami jak poduszka i o mało co nie zginął, a innym nie udało się na czas. Maab była prawie umierająca, ale dokończyła ryty, a wtedy jej ludzie zapałali demonicznym szałem i rzucili się na bohaterów z nową energią. Gracze sądzili bowiem, że rytuał miał wzmocnić Walkirię, ale tak naprawdę od początku chodziło o pomnożenie mocy jej ludzi, związanych z meteorytem dzięki rzezi Dalaksjum dokonanej ostrzami wykutymi ze spadającej gwiazdy.
Maab była już ciężko ranna i po ukończeniu rytuału najemnicy zabili ją, nim zdążyła zrobić cokolwiek, ale zło już się dokonało. Drużyna znajduje się teraz w środku podbitego przez demonicznych nomadów miasta, za sojuszników mając tylko kilku żołdaków, którzy byli gotowi pomóc w rzezi Dalaksjum za garść monet. Jak sobie poradzą? Zobaczymy na kolejnej sesji.
14
Notka polecana przez: Aesandill, Eliash, etcposzukiwacz, GRAmel, Ifryt, KFC, Krzyś, Mroczny Pomiot, Nadiv, Nuriel, Repek, Szary Kocur, Szponer, Zuhar
Poleć innym tę notkę