KB#24: Żywiołak herbaty
W działach: Karnawał blogowy, RPG, Życie | Odsłony: 19Przekręcając notkę Ninetoungesa... albo nie, inaczej: przeczytaj notkę Ninetoungesa. Raz, że naprawdę warto, a dwa, że mój wpis jest upstrzony odwołaniami do niej, a jego początek to lekka przeróbka wstępu do owych przemyśleń.
To jeszcze raz: przekręcając notkę Ninetoungesa, świat generalnie jest fajny.
Z wielu różnych powodów, nie wnikajmy, po prostu jest. Wiem, że nie wszyscy się z tym zgodzą, jednak dla mnie jest to oczywista oczywistość.
To świat w którym inteligentny, zdrowy człowiek ma spore szanse na przeżycie. A jeszcze nie tak dawno temu (ot, choćby dwa, trzy tysiące lat temu) ludzie każdego dnia musieli o nie walczyć. W wielu miejscach na Ziemi dla wielu ludzi każde wyjście z domu wiązało się z niebezpieczeństwem, z zagrożeniem życia, zdrowia lub całego skromnego "majątku". Przygoda, strach, wyzwania i walka (nie tylko fizyczna) były częścią składową doświadczeń każdego człowieka. Niekoniecznie tak do końca niechcianą – przecież wszyscy kochamy przygody – ale na pewno za mało dobrowolną.
Być może niektórzy oddaliby wszystko, by te czasy wróciły (Nine, całkiem mnie ciekawi, czy Ty byś tak zrobił), ale ja uważam, że w dzisiejszych czasach istnieją fajniejsze sposoby na przygody. Kino, filmy, teatr, komiksy, książki i oczywiście erpegi nie są namiastką życia pełnego prawdziwych niebezpieczeństw, ale jego nową, lepszą wersją. Dlaczego? Otóż można za ich pomocą przeżywać przygody, pozostając żywiołakiem herbaty.
Cóż to za stworzenie? Jako przedstawicielowi tej rasy trudno mi nas opisać, ale sądzę, że jesteśmy stworzonkami, dla których najważniejsze jest tworzenie i dbanie o własny świat. Dla których przygoda zamknięta w książce, filmie czy sztuce jest lepsza od prawdziwej, bo możemy ją dowolnie rozwinąć, tkać sieć nawiązań do niej we własnej twórczości i sami wybrać, ile z niej przyjmiemy do swojego życia. Bo chcemy nie tylko przeżywać przygody, ale i je tworzyć – i dla tej władzy demiurga chyba jesteśmy gotowi poświęcić realność prawdziwych przygód. I wreszcie – bo tworząc coś na papierze, taśmie lub scenie możemy pokazać cokolwiek, a nikt na tym nie ucierpi.
Nie wiem, jak liczny stanowimy gatunek, ale znam kilka osób, które piszą o rzeczach, których nie chciałyby przeżyć – i to nie ze strachu, a przez świadomość, że wiele przygód jest dobrych tylko, gdy dzieją się na niby.
Mało piszę o samych erpegach, ale chyba łatwo dostrzec związek: gry fabularne są tym rodzajem przygody, którym można "filistersko" żyć także poza samą sesją. Inspirują do twórczości w innych dziedzinach, skłaniają do pogłębiania wiedzy, nieomal tworzą nowe formy sztuki (opis BNa, nowa reguła, przygoda, potwór, artefakt...) – summa summarum dają możliwość nie tylko przeżywania, ale i tworzenia przygód. Mogło by się wydawać, że żywiołak herbaty jest w takim razie rasą tylko dla MG, ale to nie do końca prawda – osoba, którą najprędzej ze wszystkich znajomych uznałbym za przedstawiciela mojego gatunku prawie zawsze jest graczem, a potem rysuje komiksy z sesji, pisze fanfiki i na inne sposoby tworzy swój herbaciany ogród.
Na koniec wypada wyjaśnić, skąd taka nazwa? Już tłumaczę: takie podejście do życia, przygód i erpegów kojarzy mi się z siedzeniem przy biurku, na którym niepodzielnie królują czysta kartka i pyszna herbata. Mile widziane są też korzenne ciasteczka i piękna, biała zima za oknem – oraz sącząca się z głośników Herbatka.