» Blog » Kankan: Zasady i zębatki
02-08-2013 16:08

Kankan: Zasady i zębatki

W działach: Prze-, życie, Wolsung, Plane poleca | Odsłony: 128

Kankan: Zasady i zębatki

Oto jeden z pierwszych wpisów na moim nowym blogu - Kankanie. Uznałem, że ze względu na wolsungowo-steampunkowe powiązania powinien trafić także i tutaj, ale do komentowania zapraszam już na moim własnym blogu. Poza tym na nim tekst jest lepiej i ładniej przygotowany.

 

Witaj, drogi Czytelniku!

Mam wielką słabość do wszystkiego, co dzieje się w wieku XIX. Nieważne, czy to klasyka, czy dobra współczesna adaptacja - okolice epoki wiktoriańskiej są pewnym sposobem, by uradować me serce i nakarmić zmysły. I, jak nieobyczajny nie był by taki ekshibicjonizm estetyczny, muszę sobie pozwolić na absolutnie prywatny wpis w tej kwestii. Zwłaszcza, że będzie on świetną okazją do zgromadzenia w jednym miejscu okładek moich ulubionych "victorian"... (są na Kankanie)

Do tego wpisu w szczególności odnosi się uwaga, że Kankan to blog Zbyt Mądry dla jego autora. Niektóre z faktów, o których piszę poniżej znam nie z nauki, a tylko z wiedzy - anegdot i relacji z epoki. Jeśli w którymś miejscu piszę bzdury, proszę mi to wytknąć - ale też pamiętać, że czasami piszę tu nie o wieku XIX, a o tym, jak przedstawia go popkultura.

Zacznę od rzeczy najbardziej banalnej, czyli od tego, że epoka wiktoriańska w popkulturowym wydaniu jest nieskończenie stylowa i elegancka. Kocham gustownie urządzone miejsca i równie gustownie ubrane postaci z klasą, a przecież prawdziwie wiktoriańska historia nie mogła by się bez nich obyć. W parze z tym trzymaniem estetycznego fasonu idzie też zwykle pewien poziom, hm, moralny - oczywiście ani historycznie, ani popkulturowo nie jest to epoka samych kryształowych bohaterów, ale jednak mieć zasady czy udawać, że się je ma jest w niej czymś bardziej oczywistym i bohaterowie z głowami pełnymi wielkich słów i Lepszych Jutr wydają mi się w niej bardziej naturalni, a lubię idealistów. No i poza moralnością taką, jak my ją dzisiaj rozumiemy są jeszcze cześć i honor, bronienie których prowadzi często w strasznie głupie kłopoty, ale które mają przecież swój urok.

A co lepsze, urok ma także ich brak! Honor wiktoriańskiego dżentelmena lub damy (w swoim idealnym wydaniu, nie przez każdego wdrażanym w życie) wydaje mi się mieszanką wybuchową. Z naszej, XXI-wiecznej perspektywy jest w nim zarówno szczera szlachetność i słuszna duma, jak i wiele śmieszności oraz uprzedzeń. Dlatego właśnie pochłaniając wiktoriańskie dzieła łatwo jest mi wczuć się w tych, którzy ten porządek niszczą. Szeregowy łotr nie ma szans na moją sympatię, ale wszelacy anarchiści, buntownicy i kontestatorzy działający po "ciemnej stronie mocy" zwykle są dla mnie pasjonujący. Tu po prostu muszę polecić konkretne dzieło - musical Jekyll & Hyde w chorzowskiej Rozrywce, w którym Hyde czasami zachowuje się jak zwykły zwyrodnialec, ale kiedy indziej nie jest po prostu Złym i wydaje się raczej idealnym dopełnieniem nazbyt "wiktoriańskiego" Jekylla.

Nie wspominam nawet, że była to epoka kontrastów i opisywany przeze mnie wytworny świat często był oparty na wyzysku mas, bo po pierwsze to każdy wie, a po drugie - paradoksalnie - bliższy wydaje mi się nieco uładzony obraz epoki, niewnikający w kulisy jej bogactwa, a co najwyżej pokazujący mroczne strony życia na wiktoriańskim szczycie. Nie dlatego, że jest milszy (bardzo interesują mnie też problemy, które ten "szczęśliwy" świat przecież ma), ale dlatego, że takie realia są chyba bliższe tym, w których żyjemy my sami. Jakby na to nie patrzeć, stopa życia dość poważnie wzrosła przez te ponad 100 lat i przynajmniej w Polsce przeciętny człowiek żyje raczej jak dżentelmen, niż jak wiktoriański robotnik. Nie mamy równie dobrze pod każdym względem (gdzie moja służba?), ale Internet czy bardziej rozwinięta medycyna wynagradzają nam to z nawiązką.

Z tym wiążę się fakt fundamentalny: lubię tę epokę, ale chyba dobrze, że się skończyła, więcej nawet - musiała się skończyć, bym mógł ją polubić! Uprzejmość godna dżentelmena bądź damy, znajomość wielu języków, elegancki ubiór i miłe słówka są bardzo przyjemnymi rzeczami  w życiu tylko wtedy, gdy korzysta się z nich dobrowolnie. Życie w epoce, w której po prostu trzeba wszędzie chodzić w stroju bardziej skomplikowanym od współczesnego wieczorowego, a przekroczenie drastycznych standardów obyczajowych oznacza błyskawiczny ostracyzm prawdopodobnie było by nie do zniesienia. Przyjemność z noszenia fraka może łatwo zostać zepsuta przez świadomość, że we fraku owym (a bez niego tym bardziej!) nie wypada na przykład śpiewać tak:

[youtube=http://youtu.be/G9zCbVDvQjA]

Przy bronieniu tej teorii przychodzi mi zresztą z odsieczą psychologia pozytywna - z różnych badań, o których czytałem wynika, że o ile dla jednostek zdrowsze jest posiadanie zasad i utrzymywanie dobrych relacji z innymi, o tyle na poziomie kultury szczęściu sprzyja przyzwolenie na indywidualizm i nie narzucanie ani stylu życia, ani konieczności kontaktów z ludźmi. Ale to już temat na osobną notkę...

Na koniec dodam jeszcze, że uwielbiam też steampunk, czyli fantastykę naukową, która zamiast zajmować się dalszym rozwojem ludzkości pokazuje, co było by bez kluczowych wynalazków XX w. - jak dalej rozwijała by się technologia oparta na mechanizmach i parze, bez benzyny, energii atomowej, a często nawet elektryczności. Co w tym ciekawego? Interesuję się nauką, ale od technicznych szczegółów bardziej ciekawi mnie jej miejsce w społeczeństwie i sam naukowy sposób myślenia. Dlatego konwencja, która jest w gruncie rzeczy science fiction, ale traktuje "naukowość" dość umownie jest dla mnie bardzo cenna. Zwłaszcza, że steampunkowa technologia często jest wymyślana jako łatwiejsza do zrozumienia, ładniejsza i po prostu sympatyczniejsza od współczesnej, więc tworząc wykorzystujące ją historie łatwiej pokazać jasne strony nauki. A właściwie po co mi taki optymizm?

Tu powołam się na nie byle kogo, bo Lema, który w swojej świetnej Fantastyce i futurologii krytykował SF roztaczające wizje katastrofy i twierdził, że taka twórczość powinna pokazywać też możliwości nauki, nie tylko zagrożenia z nią związane. A steampunk wydaje mi się świetną konwencją dla kogoś chcącego przyjrzeć się jasnym i ciemnym stronom nie konkretnych wynalazków, a po prostu coraz większej roli nauki w świecie. A poza wszystkim innym steampunkowe gadżety często wyglądają genialnie - polecam wpisanie steampunk w Google.

Gorąco polecam także artykuł Jakuba "Erpegisa" Osiejewskiego Czym jest dla mnie steampunk. Jest on pisany głównie pod kątem gier fabularnych, ale według mnie całkiem ciekawie pokazuje miejsce tego nurtu w popkulturze jako takiej.

 

Komentarze i ilustracje na Kankanie.

2
Notka polecana przez: Aesandill, Wiron
Poleć innym tę notkę
Komentarze pod tą notką zostały zablokowane przez autora.