Nowe Przyszło #2
W działach: Nowe Przyszło, Plane poleca, rpg | Odsłony: 250Moi drodzy!
Sesja wciąż się zbliża, ograniczając moje lektury do zawiłości psychometrii i psychopatologii. Na szczęście udało mi się całkiem mądrze spędzić czas odpoczynku między nauką, mogę więc z czystym sumieniem napisać o dwóch grach i dwóch Burtonach. Pierwsza z tych gier chyba ma zresztą niemały wpływ na to, że udało mi się wyrobić normę…
Książka: Burton i Swinburne w dziwnej sprawie Skaczącego Jacka
Film: Gnijąca Panna młoda
Gry: HabitRPG, Might & Magic VI
Burton i Swinburne w dziwnej sprawie Skaczącego Jacka
Mark Hodder
Ogólnie rzecz biorąc jedna z najlepszych książek steampunkowych, które miałem przyjemność przeczytać. Może to kwestia wyboru na bohatera sir Richarda Francisa Burtona, słynnego podróżnika, ale chyba nie spotkałem innej powieści dającej równie szerokie spojrzenie na epokę wiktoriańską – od Londynu po kolonie. Steampunkowe modyfikacje historii też wypadły zgrabnie, połączenie technologii z eugeniką jest tu ciekawsze, niż w Lewiatanie Scotta Westerfelda (a już tam mi się podobało). Bohaterowie zachowują się jak Wiktorianie z krwi i kości, a takie poczucie ostatnio miałem przy jej ekscelencji Maszynie różnicowej.
Trochę doskwierała mi tylko naciągana motywacja samego Jacka i powód, dla którego losy dziewiętnastego wieku potoczyły się inaczej, ale to naprawdę drobny problem. Jestem pod sporym wrażeniem wizji Hoddera i dzisiaj zaczynam czytać drugą część.
Tim Burton (reżyseria)
Kolejny burtonowski klasyk, który wreszcie nadrobiłem – i znowu mam mieszane uczucia. Sceny nawiązujące do horroru były cudne, gnijąca Emily miejscami wyglądała jak prawdziwa, demoniczna Morowa Panna. Animacja cieszy oko, jej styl jest bardzo ciekawy i konsekwentny, choć dla mnie odrobinkę zbyt groteskowy. Pojedyncze żarty są przemiłe, główny koncept ciekawy ale jakoś mnie nie bawi.
Niestety Gnijąca za bardzo przypomina mi inne fabuły Burtona i nuży powtarzanymi po raz kolejny schematami. Imponujące mroczne baśnie tego reżysera w warstwie fabularnej są do siebie za bardzo podobne, chyba zawsze kończą się naiwną pochwałą szukania własnej drogi i „wewnętrznego piękna”. To oczywiście mądre i warte pokazywania przesłanie, ale mam wrażenie, że u Burtona pod cudnymi obrazkami kryje się jego bardzo prosta, miejscami wręcz banalna wersja.
Od dawna sięgałem po różne formy gra-tyfikacji* wymyślane na własny użytek i byłem z nich całkiem zadowolony. Kiedy Senthe zaczęła chwalić sobie HabitRPG pomyślałem jednak, że warto spróbować – a nuż zadziała jeszcze lepiej? Na razie jestem bardzo zadowolony. Jako perfekcjonista nie lubię tracić hapeków, więc przynajmniej dziennych nawyków pilnuję jak oka w głowie i faktycznie idzie mi to łatwiej, niż przy samodzielnym zapisywaniu sobie PDków. Szczególnie podoba mi się pomysł ze streak bonus, premią za konsekwencję – gra-tyfikując na własną rękę też dawałem sobie szansę na „wykręcanie kombosów” dobrych nawyków, a moja motywacja bardzo od tego rosła.
Brakuje mi tylko możliwości określenia, co ile mam coś robić – w Habit nie można wprowadzić nawyków, które wypada robić co konkretną ilość dni (chyba, że wynosi ona jeden). A ja mam w życiu sporo takich zobowiązań.
*Wymyśliłem takie tłumaczenie dla gamification, bo traktuję ją jako sposób na nagradzanie siebie za fajne zachowania i z nikim nie rywalizuję.
New World Computing
Potrzebowałem prostej gry na odpoczynek po nauce i uznałem, że czas wreszcie poznać przeszłość serii. M&M VIII podobało mi się, a podobno ta część to „popłuczyny” po lepszych poprzednikach – i faktycznie, szósta odsłona serii wydaje się lepsza, przynajmniej po dwóch pierwszych godzinach gry.
Dawno nie wszedłem w nowy świat fantasy i miło przypomnieć sobie to uczucie, a świat Heroesów w cRPGowym wydaniu zrobił na mnie dobre wrażenie. W przeciwieństwie do 8. części mogę zapisywać się do różnych grup i rekrutować BNów, a co więcej ci drudzy nie są tylko premią do statystyk… zniknięcie królewicza, który chciał iść z drużyną do cyrku, i wywołany tym kryzys był przemiłą niespodzianką. Oczywiście to stosunkowo stara, prymitywna gierka, ale zanurzenie się w nią jest naprawdę przyjemne.
Grając zorientowałem się jednak, że mało mam cierpliwości do drobiazgów – podróży między lokacjami, sprzedawania ekwipunku, zbierania złota ze zwłok… naprawdę brakuje mi krótkich opisów, którymi można skwitować takie sceny w RPG. Instalując M&M VI nastawiłem się na hack’n’slash, więc monotonia walk nijak mi nie przeszkadza, ale drobne problemy logistyczne przypomniały mi, za co lubię „papierowe” gry fabularne. Mimo tego sądzę, że powoli będę sobie szóstego M&Ma przechodził. Zwłaszcza, że to chyba ta część, w której były jeszcze elementy science fantasy…