» Blog » Powrót do D&D
21-05-2016 12:11

Powrót do D&D

W działach: D&D, Plane przedstawia | Odsłony: 1902

Powrót do D&D

Drogie i Drodzy!

Tak się jakoś złożyło, że od około roku znowu mam do czynienia z Dungeons & Dragons – zarówno na Myth-Weavers (o czym więcej tutaj), jak i przy stole. „Dedeki” były pierwszą grą, którą prowadziłem i w swoim pierwszym, gimnazjalno-licealnym okresie erpegowania miałem z nimi do czynienia dużo więcej, niż z jakąkolwiek innym systemem, potem jednak popadły u mnie w niełaskę na korzyść Savage Worlds, Wolsunga i różnych niezależnych eksperymentów – czasami moich, czasami nie. Powrót po latach do tego systemu pozwolił mi spojrzeć na niego na świeżym wzrokiem i chyba stworzyć całkiem ciekawą przygodę.

Wróciłem do D&D jako gracz po prostu dlatego, że zostałem zaproszony przez znajomego na ciekawą sesję. Z kolei pomysł, by znów je prowadzić pojawił się przy spisywaniu i testowaniu Smoczego Dziecięcia – jednego ze scenariuszy, które wysłałem rok temu na Quentina, sesji dla dwójki graczy o nastolatku mającym uratować świat (można go przeczytać tutaj). Zobaczyłem wtedy, że znów mam ochotę na klasyczne fantasy, znów widzę w tej konwencji pewien potencjał. Postanowiłem spisać któryś z innych krążących mi po głowie pomysłów na fantaziakową przygodę i wybór padł na ten, który wydał mi się ciekawie pasować do D&D.

Był to od dawna leżący na dysku szkic przygody pod roboczym tytułem Niepewny Sojusz. Opowiada ona o smoku Próchniaczu, który – choć dotąd leniwy i nikomu nie wadzący – zawarł przymierze z plemieniem goblinów i zaczął wspierać ich łupieżcze wyprawy. Bohaterowie mają za zadanie przerwać te rozboje, ale nie mają szans w walce ze smokiem. Muszą więc po cichu odkryć, dlaczego gad w ogóle stanął po stronie goblinów i przekonać go do zerwania przymierza.

Dlaczego uznałem, że taka przygoda ciekawie pasuje do D&D? Bo dla mnie jest to system o gadżeciarstwie. Postaci składają się tam z masy czarów, zdolności lub umiejętności, którymi mogą rozwiązywać różne problemy, wiele wyzwań jest banalnych lub trudnych w zależności od tego, czy ktoś akurat ma odpowiedni zwój albo pasujący do sytuacji atut. Postaci postawione przed otwartym problemem mają w D&D mnóstwo możliwości rozwiązania go, zwłaszcza, gdy mają szeroki dostęp do magii.

Wydawało mi się, że fabuła w rodzaju Niepewnego sojuszu łamie niektóre stereotypy dotyczące D&D, ale dzięki temu pozwala pobawić się tym, co w tej grze fajne, w świeży sposób. Nie ma tam zrównoważonych przeciwników, wszyscy są albo dużo słabsi od drużyny (gobliny), albo zdolni zniszczyć ją w pięć sekund (smok). Smok jest jednak jeden i widać go z daleka, więc zasadnicze wyzwanie w przygodzie polega na tym, by nie dać mu się złapać. I tu nagle te wszystkie śmieszne gobliny stają się ciekawymi przeciwnikami, bo nie chodzi o to, by je pokonać, tylko żeby nie dać im wznieść alarmu – a więc trzeba albo ich unikać, albo radzić sobie sposobem. Ogłuszać, zadawać stłuczenia, rzucać ciszę czy sen… bawić się mniej banalnymi spośród taktycznych możliwości „dedeków”.

Sesje testowe na szczęście potwierdziły moje nadzieje na to, jak ta przygoda może działać. Drużyna najpierw uważnie wybadała, co właściwie wiadomo o smoku i goblinach, potem cichutko wyruszyła na bagna zbierać informacje i udało jej się zauroczyć jednego z hobgoblinich dowódców. Manewrowali na tyle zręcznie, że gdy w końcu spotkali Próchniacza zostali mu przedstawieni jako słudzy plemienia i wciągnięci w plan zerwania sojuszu – smok bowiem bynajmniej nie chciał dalej w nim tkwić. Co ciekawe nawet zostanie pomagierami jaszczura nie sprawiło, że nagle mogli działać otwarcie, bo Próchniacz nie chciał, by wszyscy wiedzieli o ich współpracy i nie gwarantował im żadnej ochrony. Musieli więc działać bardzo ostrożnie, często się naradzać i analizować to, co wiedzą – w konsekwencji przygoda zajęła aż 4 sesje.

Mechanika D&D przydała się tu we wszystkim, co niebojowe. Z jednej strony rozstrzyganie testów przeciwstawnych było szybkie i proste, z drugiej różne zmyślne czary – przede wszystkim zauroczenie – bardzo drużynie pomogły. To była prawie ta sama drużyna, co w mojej kampanii Rippers i prawdę mówiąc w improwizowanych, niestandardowych akcjach D&D sprawdzało się nawet odrobinkę lepiej, niż SWEPl, bo pozwala brać pod uwagę atrybuty w testach nawet, gdy postać nie ma umiejętności. Z drugiej strony podręczniki do D&D 3.x raczej nie uczą takiego improwizowanego stylu gry, więc gdyby nie Rippers i nasze SWEPlowe doświadczenie wielu akcji pewnie by w ogóle nie było – na przykład wariackiego pościgu z hydrą, strażniczką smoczego leża, podczas którego mnich ciągle zmieniał kierunek i próbował wmanewrować bestyję w różne przeszkody (jego blef kontra jej wyczucie pobudek).

Muszę jednak lojalnie zaznaczyć, że ta przygoda niekoniecznie sprawdziłaby się równie dobrze dla innych drużyn. Jak widać po moich wpisach o Rippers (zwłaszcza tym) gracze z tej kampanii kochają knuć i kombinować, a co za tym idzie stworzyli – bez mojej zachęty – postaci idealnie pasujące do przygody tego rodzaju: barda, czarodzieja, mnicha i tropiciela. Nie mogłem więc sprawdzić jednego ważnego założenia – tego, że przeciwnicy w tej przygodzie są na tyle słabi, że każdy ma szansę ich przechytrzyć. Gobliny mają na tyle niskie umiejętności, że nawet postać bez żadnych premii może wygrywać z nimi testy przeciwstawne – czy to tropienia, czy ukrywania się czy blefowania. Wydaje mi się więc, że każda postać ma szansę się w tej przygodzie odnaleźć, ale nie miałem okazji zobaczyć w akcji barbarzyńcy, wojownika czy paladyna, którzy wciąż by mogli sobie poradzić, ale byłoby to dla nich trudniejsze.

Mimo tego problemu wydaje mi się, że Niepewny Sojusz sprawdził się dobrze i zadziałał tak, jak powinien. W związku z tym planuję go prędzej czy później wydać – Licencja Otwartej Gry wciąż działa, więc nie ma problemu z publikowaniem materiałów do D&D 3.x. Nie jest to dla mnie bardzo priorytetowy plan – przysiadam i coś dopisuję, gdy akurat mam więcej czasu. Z tego dopisywania zrobiła się już jednak prawie kompletna przygoda na około 30 stron i mam nadzieję, że całkiem niedługo będzie ona zdatna do publikacji. Trzymajcie za nią kciuki!

Komentarze


Bakcyl
   
Ocena:
+1

@Vukodlak

 

O ile kreacją można nazwać bezładne wrzenie molekuł. A na Polteru, jak na bazarze.

Przy Z. to każdy może poczuć się taki malutki. Nie idzie się ukryć przed blaskiem jego majestatu.

 

Ja to swój pierwszy podręcznik do RPG ukradłem. Do D&D, bo był najbardziej kolorowy. Potem się okazało,że ta gra i tak nie jest w moim stylu i choć czytało się przyjemnie, to jednak niezbyt skorzystam na tym systemie. Sporo też miałem PDFów, bo mnie stać nie było na kupowanie wielu rzeczy. Dopiero Z. uświadomił mi, jaką jestem kanalią. Siman mnie wcześniej uświadomił, że jestem też mendą.

Ile to się człowiek na Polteru może o sobie dowiedzieć...

29-05-2016 14:38
Vukodlak
   
Ocena:
+3

Bakcyl, jaka tu jest szkoła! Dowiesz się tylu naprawdę ciekawych rzeczy. Mędrcy, którzy posiedli pradawną wiedzę, wskażą palcem przedwieczne prawdy, jakby to były mrówki powoli sunące na piasku. A człowiek całe życie marnuje, próbując je uchwycić na własną rękę. Tutaj możesz wreszcie poznać siebie, tak jak nigdzie indziej. Zaprawdę, poświata glorii zety oświeca maluczkich i pokazuje im słuszną ścieżkę. Być może byłbym na dalszym jej odcinku, skoro swój pierwszy podręcznik kupiłem w technikum, za kieszonkowe i własne oszczędności ze sprzedaży butelek po piwie. Niestety dyskwalifikuje mnie obrzydliwy zwyczaj kradzieży PDFów podręczników, które zamierzam sobie kupić (Glorius Chomikus!). Jeśli mi podejdzie, to plik zostawiam i kupuję poda, a jak nie to olewam rzecz po wsze czasy.

Niestety, tak nie postępują Wybrańcy Światłości... Poza tym, jeśli nie kupiłeś sobie podręcznika góra k10 miesięcy po jego premierze, to i tak nie możesz być członkiem elitarnego Klubu Ziomków Pryków, których Oycowie wychowali w szacunku do Tradycji. Możesz jednak paść na twarz i chłonąć mądrość. Padaj więc i chłoń!

29-05-2016 15:01
Kellus
   
Ocena:
0

@Z Enterprise

Wydaje mi się, ze piszemy o dwóch różnych rzeczach. Dla mnie jedynym wyznacznikiem „trudności”, „jakości” (czy jak to tam nazwiemy) i jedyną istotną kwestią w grach RPG jest wszystko to, co zależy od elementu ludzkiego. To co powstaje na styku relacji pomiędzy Mistrzem Gry a graczami i ostatecznie układa się w widowisko, które zwiemy sesją. Nic z tego nie zależy od gry, w którą się gra.

Co do samych gier, Blue Planet nigdy nie miałem w rękach. Star Wars znam, ale nie tykam (zupełnie nie pasjonują mnie filmy należące do tego uniwersum ani ono same, a nawet wprost przeciwnie; prawdę mówiąc trudno mi zrozumieć, jak system oparty na sztampowej space operce  - lub kosmicznej baśni, jak kto woli - można stawiać w kontrze do D&D), a Kult i ZC prowadziłem.

Żeby nie rozwodzić się nad każdą z gier z osobna, napiszę, iż różnice pomiędzy znanymi mi trzema, a na przykład D&D nie są na tyle istotne, bym mógł się z tobą zgodzić. Zaś ewentualna niechęć do zapoznania się z nimi "mas" nie musi wynikać z istotnie wyższego „progu przystępności”, a raczej mniejszego zainteresowania gatunkami bądź konwencjami, które reprezentują. Oczywiście to może prowadzić do kolejnej dyskusji, oderwanej już od gier RPG, a mianowicie „czy jakiś gatunek sam w sobie oferuje więcej od innego w sensie jakościowym i mierzalnym”, ale to już wykracza poza niniejszy temat.

29-05-2016 17:07
Vukodlak
   
Ocena:
+2

No więc właśnie, najważniejszym elementem sesji i wnoszącym najwięcej jakości są sami grający. Niemniej wciąż egzystują jednostki, które lubią sobie przyznawać wartości i godności ambitnymi dziełami na półce i podczas rozgrywek. Zupełnie jakby gość, który łupał tylko w ZC i AD&D2 był w czymś gorszy od pacjenta, który rozegrał 15 sesji w Mutant Chronicles, 12 w WFRP, 23 w Mage the Awakening, 7 w Fading Suns, 10 w Legendę Pięciu Kręgów, 16 w Cyberpunka... i tak dalej, itp., etc. Z mojego doświadczenia wynika, że wysoki erpegowy przemiał (starych gier, nowych, klasyków, indiasów, znanych, nieznanych - whateva) nie ma absolutnie żadnego przełożenia na "jakość" danego hobbysty. Jak mawiał King Brus Li Karate Miszcz - "Nie boję się człowieka, który ćwiczył tysiąc ciosów; lękam się tego, kto ćwiczył jeden cios tysiąc razy." Adzia! ;)

Baj de łej. KRed - trzymam za słowo o ten artykuł na temat WFRP 3. Mam nadzieję, że go odpalisz i będzie grubo, ostro i treściwie.

29-05-2016 17:39
Bakcyl
   
Ocena:
0

@Vukodlak

Zacnie prawisz, Vukodlaku. Pokusiłbym się nawet o stwierdzenie, żeś internety wygrał, gdyby nie to, że do pana Z. one należą.
Ja to myślę, że te ich tomiszcza już nawet podręcznikami być zwane nie mogą, bo po tylu latach nasiąkania majestatem ich właścicieli, zdażyły osiągnąć już status relikwi czy artefaktu. Każdy taki podręcznik to +30 do szpanu i umiejętności. I pewnie nie potrzeba nawet graczy ani mistrza, bo podręcznik sam gra ze sobą.
Jednak przed padaniem się powstrzymam, bo mógłbym z tej pozycji chłonąć nie to co powinienem.

Gdybym ja miał tak kupować wszystko co chcę, to bym umarł z głodu pod mostem. Niestety, ale w Polszy się ciężko oddycha. Na pewno fajnie mieć niektóre oryginalne produkty i można się czasami szarpnąć, ale nie będę sobie od gęby odejmował, bo i tak by mi nie starczyło. Podręczniki do RPG, gry PC, muzyka... No ale hipokrytów to u nas przecież nie brakuje. Co to jeden drugiemu wypomni i donos napisze, a sam w piwnicy cebulę sadzi. I to u sąsiada. 


Generalnie to jest taka ogólna człowiecza przypadłość. Łatwo to na Steamie zaobserwować, jaki tam toxic jest i jak się te wszystkie gimby wykucajom o to, kto ma ile gier na koncie, choć większość z nich ni razu nawet nie odpalił. Ale kupili hurtowo w promocji na święta, to pokazują, bo to prestiż jak ta lala...

29-05-2016 18:42
Anioł Gniewu
   
Ocena:
0

Mam na półce suplement Angmar MERP od ICE w idealnym stanie. Na ebay chodzi po 900zl albo wiecej. Wygralem. Teraz możecie sie do mnie modlić... Tylko nie tykać mi stopy! 

29-05-2016 20:44
Łodzianin
   
Ocena:
+1

@Anioł Gniewu

Nie wygrałeś. Wygrałbyś, gdybyś przewidział wzrost cen i kupił wcześniej kilkadziesiąt "Angmarów".

29-05-2016 20:59
KRed
   
Ocena:
+2

Baj de łej. KRed - trzymam za słowo o ten artykuł na temat WFRP 3. Mam nadzieję, że go odpalisz i będzie grubo, ostro i treściwie.

Na razie mam tylko ostry, prowokacyjny, roboczy tytuł: "Najlepszy z Warhammerów" :)

WFRP3 to dla mnie jeden z ciekawszych mainstreamowo-erpegowych eksperymentów wydawniczych (o wielu pozytywnych i negatywnych aspektach), a niestety wygląda na to, że wszystko co po nim zostanie to trochę (przed)wczesnych opinii, sporo nieporozumień i StarWarowe potomstwo. Dla pełnego obrazu chciałbym się jeszcze tylko dobrze zapoznać z nowym Wewnętrznym Wrogiem (bo to ostatni, duży dodatek - gra w dojrzałej postaci), a z tym muszę kilka chwil poczekać.

29-05-2016 23:57
Vukodlak
   
Ocena:
0

@Łodzianin, Anioł Gniewu

Ha! Tylko tajemna Nerdrada Geeków może potwierdzać rozmiar i boskość na podstawie posiadanej kolekcji. Z całą pewnością stanąłbym w szranki i zmierzył się kopiami z Aniołem, niestety wszyscy tu wiemy do kogo należy... palma pierwszeństwa. =D

@Bakcyl

Prawda to, czasami mam wrażenie, że dla pewnych hobbystów podręczniki już dawno przestały służyć jako narzędzie gry. Stały się relikwiami w jakimś kulcie. Ja rozumiem, że na stare rzeczy trzeba uważać, ale zamykanie ich w szklanych szafach i nie korzystanie wydaje mi się jakimś marnotrawstwem. Do dzisiaj jeszcze walczę ze sobą w kwestii głupiego i bezproduktywnego kolekcjonerstwa. Udaje mi się czasami coś tam wywalić, szczególnie że system X może mieć potężną legendę, a po obczajeniu okazuje się być niewiele wartym przeciętniakiem (vide Gemini, na przykład). A padaniem na twarz się nie przejmuj! Wystarczy pamiętać, którą stroną kłania się przed Bodhisattvą, a chłoniesz odpowiednimi częściami ciała.

@KRed

Ty się na serio zastanów nad tym artykułem. Proroków Zguby nie przekonasz, ale jeżeli chociaż k4 osoby zrozumieją sprawę (nie mówię nawet o zmianie zdania), to już sukces. Wokół tej gry narosło tyle legend, opowiastek i bajeczek - i to w stylu zaściankowego przepływu informacji, bo Miś Gry Mietka widział w Bardzie, a Zenek słyszał, jak Stefan opowiadał o... - że ciężko będzie odczynić uroki. Ja zbadałem parę kwestii dopiero po poznaniu Star Wars FFG. Niemniej nie zdecydowałbym się na przejście, nawet gdyby ktoś mi oferował kompletną WFRP 3 za półdarmo, ze względu na problemy natury logistycznej. Ponadto przeczytałbym coś sensownego, bo ostatnie warte uwagi i dłuższe arty wrzuca tutaj tylko Radnon.

30-05-2016 01:36
Z Enterprise
   
Ocena:
0

[moderacja]

@Kellus Jasne, każdemu co kto lubi. Trudno jednak odmówić konwencjom SW czy ZC popularności (Blue Planet to rzeczywiście nisza, Kult podobnie). To są akurat moje przykłady, pewnie każdy znajdzie swoje własne na grę o wysokim progu wejścia, ale wartą tego. Bo do tego to się chyba sprowadza ostatecznie - swoista kalkulacja czy opłaca mi się inwestować czas w naukę nowek zabawy, i zrobić to dobrze, by po tej inwestycji czerpać jak największą satysfakcję? Wg mnie dzisiejsze gry starają się tę decyzję "opłacalności" jak najbardziej zneutralizować, robiąc gry szybkie łatwe i przyjemne. Na raz, dwa razy, bo potem się nudzą, a na rynku tyle tytułów. I to jest IMHO obniżanie progu wejścia. A tego nie lubię prywatnie. Zarzucano mi tu elitaryzm i coś w tym jest. Nigdy zresztą nie kryłem, że mam problem z idiotami w RPG, bitewniakach czy innych formach rozrywki, które lubię, a które wymagają gry zespołowej. I tu jest chyba clue mojej niechęci do popularyzacji RPGów i obecnych trendów wydawniczych. Choć na mniej egoistycznym poziomie jak najbardziej rozumiem dlaczego tak się dzieje i nawet to pochwalam.

Komentarz moderowany. – Kamulec

04-06-2016 20:57
Anonimowy Dyskutant
   
Ocena:
0

Czy Pan Vukodlak uchodzi tu za lokalnego korwinistę ? Bo już któraś osoba z niego się śmieje

05-06-2016 08:20
Łodzianin
   
Ocena:
+2

Tutaj wszyscy się śmieją z wielu rzeczy. Niewiele więcej nam pozostało.

05-06-2016 13:15
Bakcyl
   
Ocena:
0

Zawsze można rzucić kamulcem.

05-06-2016 15:11

Komentowanie dostępne jest po zalogowaniu.